Tradycja i marzenie

Miniatura wpisu
powrót

Tradycja i marzenie

Tak, mniej więcej, wyglądało myślenie ludzi, którzy postanowili zmienić podejście do produkcji żywności. Nie ilość, a jakość ma przynieść sukces. Nie reklamacje, a pochwały miały być gwarantem powodzenia w biznesie. Jeszcze tylko jedno ustalenie. Co produkować, by spełnić własne marzenia, a ludziom dać wzorzec dobrej, polskiej kuchni? Odpowiedź przyszła błyskawicznie. Pierogi! Czy jest bardziej charakterystyczna, narodowa potrawa?

Takie były początki firmy JAWO. Dziś Adolf Czerwiński i Jan Dziembor osiągnęli to, o czym marzyli przed jedenastu laty. Powodzenie w biznesie i sukces kulinarny. Ich pierogi domowe, kluski, knedle, uszka, kopytka i pyzy rozpływają się w ustach smakoszy kilku krajów świata. Lecz sukces sam nie przychodzi. Trzeba na niego solidnie i uczciwie zapracować.

Rozwój cywilizacji przyniósł w gastronomii cały szereg chemicznych polepszaczy i maszyn, które na skalę przemysłową wytwarzają setki tysięcy ton wyrobów. Polepszacze i konserwanty gwarantują wydłużenie terminu przydatności do spożycia. Ale mają wadę. Psują smak potraw. Maszyny gwarantują zwiększenie produkcji, ale nie zastąpią delikatnego i ciepłego dotyku dłoni, a tym samym dopieszczenia ciasta, z którego powstają później kluski i pierogi. – Ludzie nie wierzą, że w JAWO wszystko robimy dokładnie tak samo jak w domu – mówi z uśmiechem Renata Kasprzycka, pełniąca funkcję Prezesa Zarządu. – A w naszej firmie mamy prawdziwą kuchnię, w której zawodowi kucharze przygotowują farsze, a kobiety, jak przed stu laty wałkują ciasto i wycinają foremkami odpowiednie kształty. Wszystko więc wygląda i smakuje jakby było zrobione w domu – tylko razy dwieście – opowiada pani prezes. – Razy dwieście, bo przy dużych stołach dwieście pań, przez cały dzień, na dwie zmiany, lepi pierogi i kluski. W przypadku pierogów produkcja ręczna daje o wiele lepsze smakowo efekty niż mieszanie ciasta w automatach. Poza tym my naprawdę nie dodajemy żadnej chemii. Żadnych utwardzaczy i konserwantów. Żadnych barwników i aromatów >identycznych z naturalnymi<. W naszych pierogach jest tradycja! Pieprz, sól i przyprawy. A ciasto robione jest z mąki i normalnych jajek, a nie z gotowych proszków.

Dlaczego produkują pierogi? – Bo to naprawdę takie polskie jedzenie – mówi Renata Kasprzycka. – Prawdziwe, typowe dla narodowej kuchni. Tylko w Polsce śpiewa się: Maryna, gotuj pierogi! Nigdzie, poza Polską, takich pierogów się nie zna, nie je i nie robi. Inaczej jest z pyzami ziemniaczanymi. W niektórych regionach Niemiec jest to potrawa znana. W Czechach można trafić na podobne do naszych knedle. Nie te, produkowane przez maszyny, z >owocową paćką< w środku, ale te z całymi owocami. A tak to można zrobić tylko ręcznie. Maszyna nie włoży całej truskawki do knedla, co najwyżej wciśnie tam mus. Czesi kupują od nas dużo knedli ze śliwkami. Wszyscy są tam zachwyceni! Mówią, że takie knedle potrafiły lepić tylko ich babcie. – dodaje pani prezes.

Firma JAWO zaczynała od pierogów, stopniowo poszerzając wybór potraw. To jedyny w Polsce producent wytwarzanych ręcznie, na tak wielką skalę, klusek i pierogów. Firma ma w ofercie siedemnaście różnych wyrobów. Mrożonki ze znakiem firmowym – ślimakiem na pierogu – zjednują sobie coraz większe grono znawców dobrej kuchni.

Dlaczego ślimak? – prezes Renata Kasprzycka nie kryje zdziwienia. – Przecież każde dziecko w Polsce potrafi wyrecytować: Ślimak, ślimak. Pokaż rogi. Dam ci sera na pierogi! Receptury firmy JAWO pochodzą z różnych źródeł. Są to domowe przepisy, są też przepisy ze starych, czasem kilkusetletnich ksiąg. – Lubimy szperać i podpytywać – opowiada Renata Kasprzycka. – Przepisów szukaliśmy nawet starych drukach w Bibliotece Jagiellońskiej. Czasami odkrywamy bardzo ciekawe i mało znane receptury. Tak było z przepisem na pierogi z kaszą. Zrobiliśmy je i bardzo nam przypadly do gustu. Być może wprowadzimy je kiedyś na rynek. Przepis pochodził z kuchni kresowej. Oczywiście modyfikujemy te stare, kulinarne recepty – stwierdza pani prezes. – Musimy je dostosować do obecnych gustów klientów. Dziś przecież nikt nie doda łoju do farszu! Nasi kucharze mają pełne ręce roboty, ale efekty ich pracy są zachwycające! A gusta kulinarne jednak się zmieniają. Już się w Polsce nie jada tak tłusto jak przed laty. Byle ulepiony pierożek nie zadowoli klientów. Towar musi być wypieszczony, śliczny to wtedy będzie smaczny.

Największym odbiorcą smakowitości JAWO są w Europie Niemcy. Wyroby z Częstochowy trafiają też na stoły brytyjskie. Dużo kupują Francuzi i Czesi. Pierogi JAWO znajdziemy też na półkach w Austrii i Stanach Zjednoczonych. – Na rynku amerykańskim jesteśmy od niedawna, ale ten handel świetnie się rozwija. – opowiada z zapałem prezes Renata Kasprzycka. – Co ciekawe, Amerykanie kupują od nas tylko wyroby na słodko. Na ich stołach królują knedle i pierogi z owocami. Inaczej Niemcy. Oni uwielbiają pierogi z kapustą i z mięsem albo grzybami.

Renata Kasprzycka twierdzi, że na podstawie gustów kulinarnych w poszczególnych regionach naszego kraju można prześledzić historię Polski. – Czy to przypadek, że najwięcej ruskich sprzedaje się we Wrocławiu? – pyta pani prezes.

– A w Częstochowie ruskie nie sprzedają się wcale. Tu nie ma tradycji ich jedzenia. Pierogi ruskie to także Kraków i od Krakowa na wschód. Między Krakowem, a Opolem nic. Sprzedaż ruskich zaczyna się dopiero na zachód od Opola – dodaje rzeczowo prezes Kasprzycka.

Ostatnim przebojem firmy JAWO są uszka i pyzy. I właśnie pyzy stały się bohaterkami zabawnej historii. – Byliśmy na targach w Poznaniu – zaczyna się śmiać pani Renata – Wiele osób podchodziło do naszego stoiska pytając o szare kluski. Byli też tacy, którzy koniecznie chcieli kupować kluski żelazne. Jakąś chwilę nie bardzo wiedzieliśmy, o co chodzi. A oni wszyscy pytali po prostu o pyzy. A, proszę sobie wyobrazić, że są też takie miejsca w Polsce, gdzie ludzie nie odróżniają kluski śląskiej od pyzy. – pani prezes wie o swoich wyrobach wszystko. – Producentów mrożonek jest w Polsce mnóstwo. Nawet w samej Częstochowie konkurencję mamy za ścianą. – mówi Renata Kasprzycka. – Tylko, po pierwsze, nikt nie robi klusek ręcznie na taką skalę. I dlatego nasze wyroby wyraźnie się odróżniają. A po drugie, pyzy innych producentów są z grysu ziemniaczanego. My robimy pyzy z tartego ziemniaka. One są takie jak podawane dawniej w stołówkach szkolnych. Okrągłe i szare, ale bardzo smaczne. Są takie regiony w Polsce, gdzie pyzy stały się hitem. Ludzie pamiętają z dzieciństwa te szare kulki ziemniaczane i kupują je najpierw z ciekawości, żeby sobie przypomnieć smaki sprzed lat, a potem już kupują, bo stwierdzili, że warto. Bo i niedrogo i szybko i smacznie. Kielecczyzna zaakceptowała nasze pyzy od razu. Natomiast Warszawa nie poznała się na tym wyrobie. Ludzie potrafili dzwonić do firmy narzekając, że pyzy po ugotowaniu zrobiły się szare i brzydkie. Ale taka jest właśnie uroda pyzy! Ona inaczej wyglądać nie może, dlatego niedobór estetyki rekompensuje wybornym smakiem. – twierdzi z wielkim znawstwem Renata Kasprzycka.

Gusta smakowe Polaków są różne. Pierogi na słodko sprzedają się w dużych miastach. Na wsiach na pierożki z nadzieniem owocowym praktycznie nie ma klientów. Małe miasteczka i wsie kupują tradycyjne wyroby. Pierogi z mięsem, z mięsem i kapustą, z kapustą i grzybami. – Nasze leniwe robią furorę w przedszkolach całego kraju! No i, oczywiście, kluski śląskie na Śląsku. – prezes Kasprzycka podsumowuje geografię kulinarną Polski. – Inaczej być przecież nie może. Zresztą z kluskami śląskimi mieliśmy też wesołe przeżycia. W niektórych częściach kraju, i w Niemczech, ciągle zadawano nam pytania, dlaczego te kluski mają w środku dziurkę? Sympatyczne były reakcje ludzi jak się dowiadywali, że ta dziurka to nie ekstrawagancja producenta, a zwyczajna dziurka na sos, którym kluski śląskie obowiązkowo się polewa. Zauważyliśmy też inną ciekawą rzecz. – rozpoczyna nową opowieść pani Renata. – Otóż wielokrotnie spotkaliśmy się z faktem, że klienci nie czytają przepisów na opakowaniach. Potrafią przysłać nam e-maila zza oceanu, żeby zapytać jak przyrządzić kupione przed chwilą pierożki. Czasami dochodzi też do zabawnych sytuacji. Jeden pan przyznał się, że nie smakowały mu nasze pierogi. Twierdził, że były gumowe i nijakie w smaku. Kiedy zapytaliśmy jak je przyrządził, przyznał się, że położył je na kaloryferze, żeby się odmroziły, a następnie zjadł… Na surowo!

Prezes Zarządu JAWO uważa, że polska żywność ma swoje miejsce w Europie. – Mamy dużo dobrego, polskiego jedzenia i ono już się dość dobrze kojarzy – mówi Renata Kasprzycka. – Staramy się, by polska kuchnia była doceniana przez coraz większą liczbę ludzi na świecie. Weźmy na przykład polskie wędliny, jak one się świetnie kojarzą i jak są na świecie kupowane – mówi pani prezes. – Nie będzie Polakom łatwo, bo inni też nie próżnują. Włosi opanowali kawałek Europy ze swoimi potrawami i atakują nadal. A to przecież wyśmienita kuchnia!

Firma JAWO stała się znana w Europie i Ameryce dzięki Polonii. W listach Polaków z różnych stron świata wyczytać można, że szukając na sklepowych półkach towarów z Polski trafiali na produkty JAWO. I tak to się zaczęło! Polonia okazała się motorem napędzającym gospodarkę! – Trzeba to umiejętnie wykorzystać – mówi Renata Kasprzycka. – My się staramy to robić za pośrednictwem Internetu. Adres jawo.pl jest na każdym naszym opakowaniu. Ludzie sporo do nas piszą. W większości są to listy z Ameryki. – stwierdza pani Prezes.

JAWO nie boi się wejścia do Unii Europejskiej. – My już w niej jesteśmy – mówi z dumą technolog – pani Magdalena Staroszczyk – ponieważ mamy wszelkie możliwe do zdobycia certyfikaty. Wszystkie, produkowane w naszej firmie wyroby są zgodne nie tylko z polskimi wymaganiami sanitarnymi, ale również spełniają normy unijne. Pomyślnie przeszliśmy zewnętrzny, certyfikujący audit Systemu Bezpieczeństwa i Jakości Żywności – HACCP, prowadzony przez firmę angielską. Procedury Dobrej Praktyki Produkcyjnej i Dobrej Praktyki Higienicznej (GMP, GHP) funkcjonują u nas od lat. Nie dziwią nas też coraz ostrzejsze kryteria techniczne, technologiczne i higieniczne, jakie musimy spełniać, jesteśmy przecież pod wspólnym nadzorem Inspekcji Sanitarnej i Inspekcji Weterynaryjnej. Badaniom poddajemy nie tylko surowce, półprodukt, czy wyrób gotowy zanim trafi on do sprzedaży. Często kupujemy swoje produkty w detalicznych sklepach i wykonujemy tzw. badanie off-line, czyli sprawdzamy, co rzeczywiście otrzymują do rąk nasi klienci. Bardzo ważne są przecież warunki transportu i dystrybucji, w szczególności, gdy mamy do czynienia z wyrobem głęboko mrożonym. A tak jest w naszym przypadku, bo wyroby JAWO mrożone są w najbardziej nowoczesnych chłodniach szokowych, gdzie uzyskują temperaturę poniżej –33oC.

Od pewnego czasu stale nam wzrasta sprzedaż do krajów Unii Europejskiej. Nasze wyroby rozchodzą się w Europie Zachodniej tym bardziej, im więcej ludzi już wie, że cała nasza produkcja jest ręczna. Oni tam łakną takich pierożków. Zanim jednak zaczął się boom nasi zachodni kontrahenci wykonali wszystkie możliwe badania naszych produktów. Nikt nie miał żadnych zastrzeżeń. Zachodni importerzy poważnie traktują sprawy higieny, bo odpowiadają za jakość sprowadzanych towarów. – dzieli się swoją wiedzą pani Renata.

W marcu firma JAWO otrzymała konsumencki znak jakości Q. Tę nagrodę przyznają nie specjaliści od technologii żywienia, ale konsumenci. W tym roku przewodniczącą jury była Bożena Dykiel. Obok niej zasiedli: Krystyna Czubówna, Karol Strasburger, żona marszałka Borowskiego. Sam marszałek był patronem tej imprezy. Dodatkowo producenci pierogów otrzymali z rąk marszałka wyróżnienie.

JAWO może się pochwalić wieloma nagrodami. Najważniejsze z nich to:
– Nagroda Prezydenta Miasta Częstochowy
– Regionalny Znak Jakości w Branży Spożywczej 1998; 2001
– Złoty Medal FOODTARG`98
– Główna Nagroda Krakofood 2000
– Złoty medal FOODTARG`2000
– Złoty Medal Polagra 2001

– Kilka dni temu, 16 maja otrzymaliśmy jeszcze z rąk ministra rolnictwa złoty medal za najlepszy produkt branży spożywczej. Te wszystkie nagrody świadczą o jakości naszych wyrobów – mówi z dumą Renata Kasprzycka. – Wiele osób składa nam gratulacje za doskonały smak. Maciej Kuroń stwierdził kiedyś, że gdyby nie wiedział, że produkujemy pierogi na skalę przemysłową, dałby się nabrać, że pochodzą z domowej kuchni – prezes Kasprzycka może o swoich wyrobach opowiadać godzinami. – Na ostatnich targach w Berlinie, gdzie ze swoimi potrawami wystawiało się 56 państw, my musieliśmy przygotowywać dla zwiedzających ponad pięć tysięcy porcji pierogów dziennie! I tak przez cały tydzień! Bardzo często, na wszelkich targach spożywczych, spotykaliśmy byłego wicepremiera Jarosława Kalinowskiego. Nigdy nie ukrywał jak bardzo smakowały mu nasze wyroby. Pierogi JAWO gościły też na stole komisarzy Unii Europejskiej w Brukseli. Ale my nie tylko dbamy o podniebienia naszych klientów – uśmiecha się Renata Kasprzycka – my także swoje produkty bardzo często jemy. Jak przyjmujemy w firmie gości obowiązkowy jest obiad składający się z naszych pierogów. Niektórzy nas pytają nawet czy my się nie boimy jeść własnych wyrobów! Ale rzecz w tym, że my nie mamy się czego bać. Bo wiemy jak i z czego jest to zrobione. Wszystko produkujemy ze świeżych surowców kupowanych od zakładów, które mają zaawansowane technologie dostosowane do przepisów unijnych. Czyli ser, o odpowiednich parametrach, tylko z mleczarni, które przeszły odpowiednie badania, specjalnie selekcjonowane – kalibrowane truskawki. Mięso również z zakładu posiadającego uprawnienia eksportowe. Aby końcowy wyrób był żądanej jakości również surowce muszą być najwyższej klasy. Na jakość tą jednak składa się oprócz wspomnianych surowców, wieloletnie doświadczenie i dbałość o dobro klienta, które przejawia się również w nieustannym szkoleniu pracowników, podnoszeniu ich kwalifikacji i odpowiedzialności – dodaje Magdalena Staroszczyk O doskonałym smaku i jakości naszych pierogów może też zaświadczyć fakt, że jeden z naszych kontrahentów nie chciał uwierzyć, że zdobyliśmy nagrodę podając jury pierogi pochodzące z seryjnej produkcji. Myślał, że dla jurorów była specjalnie przygotowana partia towaru. – śmieje się pani Prezes Kasprzycka. – W JAWO produkujemy 10 ton klusek i pierogów dziennie – mówi pani Renata – to daje ponad 300 ton miesięcznie. Jedna pracownica robi dziennie 2600 pierogów, czyli ponad pięć na minutę! Ale zanim trafi na produkcję musi się uczyć przez 3 miesiące.

Trudno uwierzyć, że o kluskach i pierogach rozmawiać można przez kilka godzin. Ale, okazuje się, że to całkiem przyjemny i smaczny temat. Jeszcze tylko ostatnie pytanie. – Dlaczego odnieśliśmy sukces? Bo JAWO to firma rodzinna. Dwie rodziny założyły ją i dwie rodziny nią zarządzają. Jeśli dołożymy do tego kompetentnych i rzetelnych pracowników to sukces murowany! – mówi Prezes Zarządu JAWO Renata Kasprzycka. – Czasy są takie, że o jakości wyrobów świadczą już nie tylko nagrody, ale coraz częściej pojawiające się podróbki – mówi na zakończenie pani prezes.

Copyright by Piotr Barciuk 2003