W kolejce po towar.
– Na jednym z częstochowskich osiedli prowadziliśmy z mężem kiosk z wędlinami – wspomina żona współwłaściciela firmy JAWO Grażyna Czerwińska. – Na początku lat 90. takich sklepików powstawało coraz więcej. Zaczęliśmy myśleć o otwarciu innego intersu.
W kolejce po towar poznali Jana Dziembora, dziś wspólnika. Wspólnie zaczęli się zastanawiać, jaki interes może przynieść dochód. – Postanowiliśmy pomóc kobietom, które nie mają czasu na to, żeby robic pracochłonne obiady. Takie jak pierogi – dodaje Grażyna Czerwińska. Od tego wszystko się zaczęło.
Ja zawsze uwielbiałem gotować – mówi Jan Dziembor. – Już jako dziecko pomagałem mamie w kuchni. Zacząłem tworzyć receptury z farszów.
I tak JAWO wynajęło stołówkę w Domu Aktora przy ul. Dąbrowskiego. Tam sześć pracownic kleiło pierogi. Powstał problem – W tradycyjnych zamrażarkach nie mogliśmy mrozić naszych wyrobów – tłumaczy Renata Kasprzycka, wiceprezes JAWO. – Trzeba było pomyśleć o profesjonalnej chlodni. I wtedy przeczytałam w >Gazecie Wyborczej<, że w Krakowie jest Amerykański Bank, który małym przedsiębiorcom udziela kredytów hipotecznych – dodaje Grażyna Czerwińska. Udało się.
Pod zastaw poszła działka Czerwińskich. Ale profesjonalna chłodnia przyjechała wprost z Francji.
Ciocia Teresa
Pierogi szły jak woda. Przyszedł czas na rozszerzenie asortymentu. Z pomocą przyszła siostra pani Grażyny – Teresa, zawodowa kucharka. – Świetnie gotuje – mówi Renata Kasprzycka – Zna też sekrety kulinarne. Przyjechała do nas i powiedziała, że musi nas nauczyć robić kluski śląskie Kazała nam obrać ziemniaki. W sumie kilkadziesiąt kilogramów! Potem to ugotowaliśmy i z tego wszystkiego zrobiliśmy kluski. Padaliśmy. A ona była bezwzględna i mówiła: Dostaniecie jeść i pić, jak się nauczycie je robić!
Truskawki z ziemniakami?!
Naszymi pierwszymi krytykami byli aktorzy z Domu Aktora – śmieje się Grażyna Czerwińska. – Z wieloma byliśmy zaprzyjaźnieni. Syn pani Monczki mówił do mojego męża i wspólnika wujku. Pomagał pakować towar do samochodu. Portierzy przyjmowali dla nas zamówienia. Odpowiedzialny za scenografię w teatrze pan Stasio namalował nam pierwszy szyld i reklamę na samochodzie. – A teraz jesteśmy za granicą – dorzuca Renata Kasprzycka. – W Niemczech najchętniej kupują pierogi z kapustą i grzybami, a Amerykanie zajadają się naszymi słodkimi wyrobami. I kiedy zaczęliśmy do nich eksportować knedle z truskawkami, to byli bardzo zdziwieni, że można jeść truskawki z ziemniakami. Dlatego na opakowaniach wyrobów idących na amerykański rynek musimy dokładnie pisać, jak należy nasze wyroby podawać. – Co kraj to obyczaj – śmieje się Jan Dziembor. – Dostawca z Austrii uważa, że nasze pierogi z mięsem najlepiej smakują, kiedy są świeżo ugotowane i mocno posypane pieprzem. Natomiast Anglik polewa je śmietaną. Pierogi, kluski, knedle lepi 180 osób.
To się musi udać
Jan Dziembor od pewnego czasu pracuje nad farszem do pierogów staropolskich – z grzybami i kaszą. – Muszę opracować specjalną technologię – mówi. – A niestety, łatwe to nie jest. – Marka zobowiązuje – twierdzą zgodnie właściciele JAWO.
Ze spółką jest jak z małżeństwem. Trzeba mieć szczęście, żeby trafić na odpowiedniego partnera – podsumowuje Grażyna Czerwińska.– A jak się już na niego trafi, to potrzebne jest wzajemne zaufanie, szacunek. To gwarancja sukcesu.